Dynamic Glitter Text Generator at TextSpace.net

wtorek, 6 marca 2012

" ZDZIWIENIE "



Zmarłem dziś rano
mocno zdziwiony,
nie wykąpany,
nie ogolony.

Muszę tu przyznać
problemy miałem,
bo nigdy wcześniej
nie umierałem.

Chciałem jak zwykle
iść do Biedronki
ale niestety
niewładne członki.

Więc taki wniosek
wypływa z tego.
- Bardzo jest trudna
rola zmarłego.

Z tego co dobrze
się oriętuję,
to gdzieś po trzech dniach
się zakopuje.

Więc tyle czasu
mam na obycie,
zwłaszcza że właśnie
skończyłem życie.

Po wypisaniu
mi aktu zgonu,
w czarnym woreczku
wyszedłem z domu.

Potem po mieście
przejażdżka krótka,
mycie, golenie,
wspólna lodówka.

Chciałem z sąsiadem
zawrzeć znajomość,
lecz bardzo sztywny
był to jegomość.

Wpadła mi w oko
laska pod spodem,
lecz bardzo od niej
waliło chłodem.

Więc pomyślałem.
- W nosie was mam,
dalej poradzę
tu sobie sam.

W oczekiwaniu
na swe pochówki,
leżeli wszyscy
w ciszy lodówki.

Tylko agregat
szumiał cichutko,
o tym że życie
trwało za krótko.

Że jeszcze tyle
by się zrobiło,
to na co czasu
nigdy nie było.

Człek by w ugodę
wszedł ze swym wrogiem,
jakoś by raźniej
stanął przed Bogiem.

A tak w ogóle,
inaczej żył,
na wszystkie bzdury
nie tracił sił.

A teraz nic już
nie zmieni tego,
bo zmiany nie są
w gestii zmarłego.

Nigdzie nie pójdzie,
palcem nie ruszy,
nie pisną usta,
co ma na duszy.

Nagle z zadumy
tej się wyrwałem,
zgrzytnęły rygle
i wyjechałem.

Z chłodni na wózek,
z wózka na stół,
na stole gościu
zgiął mnie na pół.

Ręce do góry,
skrzypnęło w barkach,
krawat, koszula
i marynarka.

Zastygłe stawy,
mocno skrzypiące,
dla nieboszczyka
są krępujące.

I gdy już chciałem
zaprotestować,
gość mnie na nowo
zaczął prostować.

Więc tak skrzypiałem,
gdy resztę wkładał,
gwizdając przy tym,
po nosem gadał.

Potem na twarzy
uśmiech mi zrobił,
pudrem i różem
gębe ozdobił.

Jeszcze nie miałem
tyle obciachu
i tylko po to,
by iść do piachu.

Ale na szczęście
się opanował
i znów na wózek
mnie przeładował.

Potem panowie
w czerni przybli
i mnie do lichej
trumny wsadzili.

Widocznie żona
mi poskąpiła
i mi z kartonu
trumne sprawiła.

Pewno za radą
mojej teściowej
nie spoczne teraz
w trumnie dębowej.

Lecz się nie martwię,
odbiję sobię,
za tydzień straszyć
będę je obie.

I karawanem
w niej pojechałem,
no bo innego
wyjścia nie miałem.

Więc z prosektorium
prosto do fary,
między świeczniki,
na stare mary.

Ksiądz coś nawijał,
gdzieś nie daleko,
trudno zrozumieć,
zabite wieko.



Potem na cmentarz
i sztuczne łkanie
i trumna na dół
i zagrzebanie.

Co było dalej?
Zdradzić nie mogę,
każdy sam musi
przebyć tą drogę.

Czy wielki bogacz,
czy lump pod płotem,
demokratycznie
dowie się potem.

Jak na ciułałeś
bogadztwa kupe,
w śmierci godzinie
wsadź sobie w dupe.

06.12.2009r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz