Dynamic Glitter Text Generator at TextSpace.net

wtorek, 17 kwietnia 2012

" ANIA "

Na pamiątkę wspólnych dwóch lat w liceum, Ani z sekretariatu wiersz ten dedykuję.

Wiele jest o niej
w literaturze,
bili się o nią
z niemcem na górze.

Do niej wzdychali
krzepcy poeci,
choć wiele z tego
poszło na śmieci.

Modły wznosili
i dalej wznoszą,
często o bzdety
usilnie prosząc.

Tworzą, śpiewają
o niej piosenki,
jaki to urok
jest u niej wielki.

I każda z nich
jest dla nich jedyna,
cudo, nad cudo,
dziewka malina.

A ja wam mówię
twórcy z baroku,
napewno byście
doznali szoku.

Jak byście żyli
śląscy ułani,
byłby tam pokój,
na górze Ani.

I wy poeci,
tak zakochani,
amorem byście
byli naćpani.

A rozmodleni
do świętej Anny,
chętnie pozbyli,
by się sutanny.

Znam ją przysięgam,
w weekend widuję,
a potem cały
tydzień choruję.

Jak tylko oczy
męskie zobaczą,
to przy niej płoną,
i w koło skaczą.

Bo jest kobietą
nietuzinkową,
i ma urodę
dość wyjątkową.

Uroda u niej,
rzekłbym bajeczna,
ma na czym siedzieć,
pierś pełnomleczna.

I tryska przy tytm
dobrym humorem,
a ciepło wokół
jest jej wytworem.

Ujmę to wszystko
w tym jednym zdaniu,
fajna dziewczyna
jest z Ciebie Aniu.

czwartek, 12 kwietnia 2012

" CUDOWNE LATA "

Życie zatarło cierpienia ślady,
tylko w wspomnieniach ukryte blizny.
Noc przeminęła i świt już blady,
odkrył na skroniach ślady siwizny.

Cudowne młode minione lata,
jak by się dzisiaj bardzo przydały,
człek by wyruszył na podbój świata
ale je wichry z sobą porwały.

Wiosna piękniejsza, jak by w tym roku,
ptaki weselsze, jakoś się zdaje,
życzliwsi ludzie na każdym kroku
a los wciąż karty dobre rozdaje.

Nic się nie wali na siwą głowę,
smutki ciężarem nie przygniatają
i choć wywiało życia połowę,
to się wciąż figle człeka trzymają.

Ile tchu w piersi, ciągle do przodu,
by coś nowego odkryć przed sobą,
czego nie było nigdy za młodu,
to się pojawia nagle przed tobą.

- Cudne!
- Wspaniałe!
Ktoś się zachwyci.
A może zwykłe ?
Inny oceni.
Ważne jest jednak szczęście pochwycić,
niech trwa jak byt ten, twój na tej ziemi.

wtorek, 10 kwietnia 2012

" SIEDEM I PÓŁ DNIA "

Siedział Pan Bóg zasmucony,
bo w królestwie nudą wiało,
wszędzie grzeczne wciąż anioły
i nic złego się nie działo.

Wszyscy tylko Go kochali,
ani krzty głupoty,
żadnych trosk Mu nie stwarzali,
zabrał się więc do roboty.

I się zawziął dnia pierwszego,
stworzył niebo ku wygodzie,
zaraz po nim stworzył ziemię,
umoczoną jeszcze w wodzie.

I popatrzył okiem stwórcy,
na stworzony właśnie świat,
wszędzie ciemność i pustkowie,
tylko hulał zimny wiatr.

Wtedy słowa te wymówił.
- Niech się światłość teraz stanie.
A gdy stwierdził że to dobre,
na dziś skończył już stwarzanie.

A na drugi dzień o świcie,
zaczął ostre rozdzielanie,
przygotować świat pod życie,
to dość trudne jest zadanie.

I utworzył Bóg sklepienie,
rozdzielając wszelkie wody
i zakończył dzień uznaniem,
bo do tego miał powody.

Kiedy nowy dzień się budził,
znów rozpoczął rozdzielanie,
przyszłym formom wszego życia,
robił miejsce na mieszkanie.

I utworzył kilka lądów
i dość spory akwen mórz,
lądy pokrył roślinami
i dzień trzeci minął już.

A to wszystko dobre było,
nie omieszkał zauważyć,
to co Mu się wymarzyło,
już częściowo mógł wprowadzić.

Dnia czwartego spojrzał w niebo,
nieco puste jakieś było
i wiadomym Mu sposobem,
szybko więc się zagwieździło.

Tak podzielił pory roku,
noce, dni i lata,
żeby jakiś był porządek,
stworzonego świata.

A na piąty dzień o świcie,
zaczął z wielkim animuszem.
- Czegoś mi tutaj brakuje,
stworzyć więc to teraz muszę.

I powstały ptaki, gady,
ryby, morskie stwory
i nakazał się rozmnażać,
choć stworzył potwory.

Tak ten piąty dzień upłynął,
przyszedł po nim całkiem nowy,
gdy podziwiał to co stworzył,
przyszło nagle Mu do głowy.

Żeby stworzyć zwierze wszelkie,
różnorodno - gatunkowo
i tak akt ten znów stworzenia,
jął rozgrywać sie na nowo.

I powstało zwierze dzikie
i rodzajów jego wiele
i Pan na tym chciał zakończyć,
bo przed sobą miał niedzielę.

Lecz refleksja Go dopadła.
Czemu służyć miały trudy?
Jeszcze coś by musiał stworzyć,
by nie cierpieć wiecznej nudy.

I tak stworzył Bóg człowieka,
by w wieczności ubaw miał
i w napięciu ciągle czekać,
co nabroi jeszcze tam.

I dał ziemie człowiekowi
i władanie po wsze czasy
i to wszystko dobre było,
człowiek, góry, morza lasy.

I odpoczął Bóg na zajutrz,
po tym wielkim, cieżkim trudzie
ale Mu się przypomniało,
że się muszą mnożyć ludzie.

Wiec co rychlej po niedzieli,
zabrał żebro Adamowi
i ulepił mu kobitę,
lub niewiastę, jak kto woli.

No i wtedy się zaczęły,
rozmaite, różne zgrzyty,
między Bogiem i Adamem,
a to z winy tej kobity.

Dał nam Pan Bóg dobry w darze,
posiadanie własnej woli,
teraz przez nas się stresuje
i Go często głowa boli.

Siedzi sobie Pan Bóg w niebie
i w ogóle się nie nudzi,
a gdyby, choćby, nawet,
to od czego ma swych ludzi.

piątek, 6 kwietnia 2012

" RUDZIELEC "

Wiewiórko moja. Ach!
Dzbanuszku złoty. Ach!
Jak jeszcze Ci orzeszki dam
i z domu dziuple zrobię nam.
Czy wejdziesz pod mój dach?


Pewna panna ruda była,
bardzo młoda, urokliwa,
wszelkich zalet miała sto.
Bardzo mi się podobała,
lecz mnie zwrokiem omijała,
bardzo mnie smuciło to.
Miała przy tym fajne piegi,
niweczyła me zabiegi,
a mnie tak kręciło to.
Ale się tym nie zrażałem,
mimo wszystko ją kochałem,
Ach! Kochałem że ho, ho.


Wiewiórko moja. Ach!
Wisieńko słodka. Ach!
Jak zacznę może śpiewać Ci.
Czy stanie się, co mi się śni,
we wszystkich moich snach?


W końcu sobię pomyślałem,
gdy pomysłów już nie miałem,
że nie będzie z tego nic.
Już przestałem adorować,
już zacząłem rezygnować,
a to się okazał pic.
Ona wszystko dostrzegała,
w niepewności mnie trzymała,
tak bawiła ze mną się.
Wkrótce było ślubowanie,
miłość, wierność i dotrwanie,
powiedziała. - Biorę cię.


Wiewiórko moja. Ach!
Słoneczko moje. Ach!
Jak słodko przy twym boku być
i razem tak cudownie żyć,
i tak po całych dniach.