Dynamic Glitter Text Generator at TextSpace.net

czwartek, 1 marca 2012

" KIEŁBASA "

Ponieważ jestem obieżyświatem
Spędziłem wieczór w Ełku raz latem.
Lipiec był piękny, ciepło i miło
i do pociągu sześć godzin było.

Więc podreptałem w miasto z plecakiem,
jeszcze nieznanym mi dotąd szlakiem,
a że skończyły mi się zapasy,
to zakupiłem pęto kiębasy.

I z tym pachnący, francuskim tworem
siadłem na ławce, tuż nad jeziorem.
Ledwo wstrzymując strumienie śliny
chciałem się dobrać już do wędliny.


Zęby gotowe i naostrzone,
częściowo moje, w części państwowe,
rozwarte szczęki,na full zawiasy,
gotowe zmiazdżyć pęto kiełbasy.

I z mózgu sygnał poszedł by żreć,
a zęby mięcho zaczęły trzeć.
Ostro naparły i weszły w pół
i szczękościsku poczułem ból.

Twarde, gumiaste, żyłą wiązane.
Z czego zrobione? Nie rozpoznane.
Uszy mamuta a może łoś.
Co to takiego? Powie mi ktoś?

Postanowiłem próbę ponowić,
może się uda coś z tym tu zrobić.
Ściskam i szarpę, gne to na boki,
tylko po brodzie płyną mi soki.

Chyba dziś będą nici z kolacji,
bo przecież nie dam do reklamacji.
Jak wymamlałem i pośliniłem,
no i paragon już wyrzuciłem.

Ale tak łatwo się nie poddałem,
bo przecież nożyk z sobą zabrałem,
więc szybko kroję w plasry wędlinę,
zwłaszcza że pociąg mam za godzinę.

Leży przede mną w plastrach kiełbasa,
a ślina ciągnie mi się do pasa.
Teraz ja z tobą sobię poradzę,
zaraz do brzuszka mojego wsadzę.


Ostro się teraz za nią zabieram,
biorę do ręki, usta otwieram,
mlaskam ze smakiem i sobię gryzę,
gryzę i gryzę..., końca nie widzę.

O! żesz ty małpo przebrzydła z francji,
brak mi dla ciebie już tolerancji,
już mi zabrałaś cenne godziny,
a ja połykam tylko swe śliny.

Więc nożyk biorę, kroję równiutko,
teraz posiłek będzie trwał krótko.
Samo krojenie problem stwarzało
i choć spocony, to się udało.

Teraz to tego gryźć ja nie muszę,
chyba łykając się nie uduszę.
I łykam wszystko w usta pakuję,
ale niestety mi nie smakuję.

Łykam połykam, połykam łykam,
popijam wodą i znowu łykam.
Smakuje mi to jak trawa z błotem,
jestem zmęczony i zlany potem.

Miałem już dosyć tego przysmaku,
resztę zawinę, schowę w plecaku.
Lecz mój organizm nie wydał zgody,
miast do plecaka, trafił do wody.

Mogłem od razu rzucić w szuwary,
jadły by muchy, jadły komary,
a może rybkom by się dostało,
byłbym dokupił, jakby za mało.

I utrudzony po tej kolacji,
odszedłem cicho w kierunku stacji.
A po tygodniu, doszedł mnie słuch,
że w Ełku nie ma wcale już much.

Ludzie plotkują że jakieś czary,
wytruły w Ełku wszystkie komary.
Ponoć do tego jeszcze bajają,
że ryby i żaby się nie odzywają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz