Dynamic Glitter Text Generator at TextSpace.net

środa, 29 lutego 2012

" ODRAŻAJĄCY, BRUDNI, ŹLI "

Za siódmą górą,
za siódmą rzeką,
może gdzieś blisko,
może daleko

Może na jawie,
może we śnie.
Chcecie to wiedzieć?
Słuchajcie mnie!

Jest takie miejsce
tu na tej ziemi,
że nikt na inne
go nie zamieni.

Różnie tu bywa
co by nie mówić,
ale to miejsce
trzeba polubić.

Zwykli tu ludzie,
zwykłe problemy.
Najczęściej jakie?
Już się dowiemy.

Nie chodzi o to,
chudną czy tyją,
lecz chodzi o to
że dużo piją.

Celem przewodnim
jest tutaj picie,
wejdźmy do domu,
to zobaczycie.


Piją tu w piątek,
piją w sobotę,
pieprzą trzy po trzy,
pieprzą robotę.

Piją już rano
i piją w nocy,
przychodzą inni
im do pomocy.

Jeden coś gada
a drugi chrapie,
a w całym domu
skarpetą capie.

A atmosfera
jest fajna w domu,
od wszystkich bąków,
tych po kryjomu.

Właśnie uwagę
ktoś celną zwraca.
Na Boga chłopy!
My mamy kaca!

I biegną wszyscy
w pełnym sił kwiecie
przez płot, przez kałuże,
by być na mecie.

Pani Danusiu!
My mamy chęć,
daj nam na krechę
tych flaszek pięć.

Dziś brak waluty
mamy niestety,
to daj nam jeszcze
te cygarety.

No to już wszystko
tu w sumie mamy,
teraz do domu
już spier...

A że to dzisiaj
mamy niedzielę,
więc jedną bachniem
tu przy kościele.

Nalej nam bracie,
wszystkim nam nalej,
no bo balanga
musi trwać dalej.

Już po podłodze
ktoś się tam tarza,
nikt z tu obecnych
się nie obraża.

Już trochę było
tu zaśmiecone,
a teraz będzie
ładnie zmiecione.

A jak się pije
to i lać chce się
poszedł i wyrżnął
gość przy sedesie.

Więc biegnie grupa
tam ratunkowa,
A w misce dupa,
a w kiblu głowa.

A tu na izbie
dzikie wcąż wrzaski,
Chura panowie!
Przyszły dwie laski.

I po chwilowej
lasek taksacji,
już przystępują
do adoracji.

I znowu śmiechy
i znowu śpiew,
nagle ktoś pyta.
A gdzie jest zlew?

- Był ale nie ma,
i mam go w dupie,
gdzieś teraz leży
na jakimś skupie.

Gość który ręcę
obmywać chciał,
bardzo skwaszone
oblicze miał.

A kiedy wracał
wyrżnął w pół drogi,
bo go podmyła
fala podłogi.

Leci wanienka,
lecą talerze,
nikt tego za złe
jemu nie bierze.

Wtem jedna laska
o posłuch prosi
i taki toast
do góry wznosi.

Chciałam wam wszystkich
kroku dotrzymać,
lecz teraz muszę
iść się wyrzygać!

Leje się wóda,
krążą sztagany,
ciężkie dyskusje,
lecz film urwany.

Pod stołem żarcie,
na stole pety,
taki był finał
tego niestety.

A rano smutno
tak dookoła
i tylko dusza
ratunku woła.

A gość co pot swój
z czoła ociera,
wciąż obiecuje
że dziś umiera.

Ten co u lasek
miał powodzenie,
patrzeć nie może
dziś na jedzenie.

A inny łyka
zrobił kranówki,
wczoraj był mistrzem
tej potańcówki.

Gość co na kiblu
wczoraj hamował,
dzisiaj trzy razy
już wymiotował.

I leżą bladzi,
jak żywe trupy
nadają się do
wytarcia dupy.


Będą tak leżeć
Gdzieś przez trzy doby,
Aż w organizmach
wzrosną zasoby.

A jak nie cały
tydzień przeminie,
napewno każdy
znowu się spije.

I tak czas leci,
roczek po roku,
tyle okazji
na każdym kroku.

Prawda że fajne?
Sami powiedzcie.
Chcecie się nachlać?
To z nimi siedzcie.

Tylko pomyślcie
czy się opłaca,
tak na okrągło
przeżywać kaca.

I przez to leżeć
całe trzy doby,
chyba że macie
dawce wątroby.

" URODA "

Na spacerze stara baba,
mocno pomarszczona,
miała szczęście bo na trawie
znalazła kondoma.

Obie ręce wnet złożyła,
dziękczynnie do nieba,
no bo właśnie tego czegoś
było jej potrzeba.

Rozejżała się na boki
czy ją kto nie widzi,
no bo niby stara baba
a jednak się wstydzi.

Cicho, pusto dookoła,
ani żywej duszy,
a tu prosze, starej babie
rumienią się uszy.

Tętno wzrasta, serce wali,
cała rozpalona,
wyciągnęła prawą rękę,
by podnieść kondoma.

Gdy go z trawy podnosiła
krzyknęła z radości,
bo się bardzo ucieszyła
z jego zawartości.

Więc zrobiła tuż przy wlocie
węzełek niewielki,
by broń boże nie uronić
nawet pół kropelki.

Potem szybko do torebki
kondoma schowała,
podniecona znaleziskiem
do domu pognała.

Drzwi zamknęła, szczelnie okna
wszystkie zasłoniła
i w łazience sobie kąpiel
gorącą sprawiła.

Po kąpieli szlafrok wdziała,
Turban okręciła
i na pufie tuż przy lustrze
się usadowiła.

Znowu mocniej zastukało
serce starej babie,
bo z torebki wyciągnęła
to co było w trawie.

Potem głową pokiwała,
sporo było tego,
widać że to należało
do chłopa zdrowego.

Chciała się do środka dostać,
nie mogła palcami,
bo węzełek się zaciągnął,
musiała zębami.

Jak się baba uporała
z tym małym problemem,
to swą gębę smarowała,
tak jak jakimś kremem.

Wszystkie baby zazdrościły
babie dookoła
że jej zmarszczki poznikały
z szyji, brody, czoła.

Gdy pytały o szczegóły
co pomogło babie,
to im w końcu wyzdradziła
co znalazła w trawie.

Na ławeczkach stare baby
parki okupują,
Lecz niestety bardzo rzadko
kondomy znajdują.

To że rzadko się to zdarza
nie powinno dziwić,
ale tego stare baby
powinny się wstydzić.

Jak namówić jakieś dziewcze
na numerek w trawie?
Jak tuż obok stara baba
czycha już na ławie.

" BAMBO MURZYNEK "

Bambo murzynek
dziś w stanach mieszka,
szefem jest mafii
ten nasz koleżka.

Uczy się pilnie
roli gangstera,
pali cygara,
dobrze ubiera.

Przywiózł ze sobą

pomysł z afryki,
by rozprowadzać
tu narkotyki.

Stawia na rozwój
swojej kariery
i na kaliber
czterdzieści cztery.

Członkowie mafii
są mu oddani,
ci co nie byli,
już pochowani.

Wielu tu ludzi
żyje w rozpaczy,
tak ich przygniata
ciężar haraczy.

Panny z ulicy
bierze cholera,
bo im nasz Bambo
utarg zabiera.

Najgorzej mają
gracze w casynach,
bo długi mają
u skur...

I choć go cały
Harlem dziś słucha,
kiedyś zaj...
tego czarnucha.

" NIEŚMIAŁA MIŁOŚĆ "

Nieoczekiwanie,
niespodziewanie
do mego serca,
wpadło kochanie

Ja już niczego
w życiu nie chciałem,
lecz się zmieniło,
gdy Cię ujrzałem

Mahoń we włosach,
zielone oczy,
cudowne usta,
uśmiech uroczy

Co dzień cię widzę,
ciągle za mało,
choć odrobinkę,
coś by mi dało

Szukam po mieście,
krążę w dzielnicy,
chcąc spotkać Ciebie,
gdzieś na ulicy

Przy tobie stoję,
w tramwaju, z boku,
we włosów woni,
pławie amoku

Wieczorem ciągle,
w okna się patrzę
i liczę na to,
że Cię zobaczę

Mało co jadam
i nie śpię nocą,
ktoś mógłby w reszcie,
przyjść mi z pomocą

Ja nad rozsądkiem
straciłem władzę,
i z tą miłością
nic nie poradzę

Okaż mi Miła,
troszkę litości,
by nie co pomóc,
mej nieśmiałości



Ja tyle rzeczy,
chciałbym powiedzieć,
lecz jak to zrobić,
Bóg raczy wiedzieć

Jutro ci powiem,
wciąż obiecuję,
nie robię tego,
bo się krępuję

Gdy Ciebie widzę,
przy tobie stoję,
odwagę tracę,
panicznie boję

Drżące mam ręce,
z waty kolana,
nie śmiem zapytać,
czy chcesz kochana…?

Nie śmiem cię dotknąć,
boję się mówić,
boję się nawet,
że nie polubisz

A ja tak bardzo,
chwili chcę dożyć,
by moje serce,
w twych dłoniach złożyć

Kochać obłędnie
i bez wytchnienia,
bez możliwości
zastanowienia

Miłość w mym sercu
Tobie przyniosę,
uśmiech, pogodę,
w twe życie wniosę

Jeśli zapragniesz,
gwiazdkę dam z nieba,
bo mnie dwa razy,
mówić nie trzeba

Pójdę za Tobą,
na koniec świata,
tylko Kochana,
ośmiel wariata.

" KLĘSKA "



Zimno, ponuro i pusto w mej duszy,
nadzieja już dawno wygasła.
Liście opadły, śnieg pierwszy prószy
i kromka w kieszeni bez masła.


A oczy smutne, gdzieś w dal wpatrzone,
łez oczekują gdyż brakło,
ledwo dźwigając powieki zmęczone,
pragną wyjść z mroku na światło.

Żalu już nie ma i bunt zaduszony,
klęska zwiastunem rozpaczy.
Idę złamany, idę skruszony
Już życie nic dla mnie nie znaczy.

Cudem to wszystko jakoś przeżyłem
i życie nowe dostałem.
Mocno od dna swego odbiłem
i Pana Boga spotkałem.

" POŻEGNANIE "



HEJ ! CZY PAMIĘTASZ
PIERWSZE SPOTKANIE ?
GDY W PÓŁLITRÓWCE
PRZYBYŁAŚ NA NIE

OSTRO SIĘ WTEDY
ZA MNIE ZABRAŁAŚ
JUŻ WÓWCZAS W SOBIE
MNIE ROZKOCHAŁAŚ

UKŁUTY ŻĄDŁEM
TWOJEJ MIŁOŚCI
ŹLE SIĘ POCZUŁEM
I MIAŁEM MDŁOŚCI

NAZAJUTRZ LEPIEJ
WCALE NIE BYŁO
NIC SIĘ NIE JADŁO
DUŻO SIĘ PIŁO

CZŁOWIEK ŻYCZLIWY
CO DUŻO WIEDZIAŁ
POŚPIESZYŁ Z RADĄ
I MI POWIEDZIAŁ

JAK JESTEŚ SŁABY
I MASZ PRAGNIENIE
TYM CZYM SIĘ STRUŁEŚ
TO TYM LECZENIE

PO TYM ZABIEGU
SZYBKO ODŻYŁEM
I W TAKI SPOSÓB
KLINA ODKRYŁEM

PRZY TOBIE ZNOWU
CZUŁEM SIĘ DOBRZE
CUDOWNE RZECZY
DAWAŁAŚ SZCZODRZE

BYŁEM PRZY TOBIE
KRÓLEM ODWAGI
BEZ ZAHAMOWAŃ
I BEZ ROZWAGI


CZEGO NIE MIAŁEM
TY MI DAWAŁAŚ
RAZ PRZYTULAŁAŚ
RAZ ODPYCHAŁAŚ

PRZY TOBIE W SERCU
SZCZĘŚCIE GOŚCIŁO
BÓL I CIERPIENIE
GDY CIĘ NIE BYŁO

BEZSENNE NOCE
I BRAK ŁAKNIENIA
BOJĄC SIĘ PRZY TYM
WŁASNEGO CIENIA

OSZUKIWANY
WCIĄŻ BEZ LITOŚCI
BYŁEM OFIARĄ
TWOJEJ MIŁOŚCI

KOCHAĆ MI LUDZI
NIE POZWALAŁAŚ
WSZYSTKICH ODE MNIE
POODSUWAŁAŚ

SZCZĘŚCIE ZABRAŁAŚ
DOM I RODZINĘ
W ZAMIAN MI DAŁAŚ
WZGARDĘ I KPINĘ

LUKI TWORZYŁAŚ
W MOJEJ PAMIĘCI
I PROWADZIŁAŚ
W RAMIONA ŚMIERCI

DAWAŁAŚ GORYCZ
MI NA ŚNIADANIE
TAK WYGLĄDAŁO
TWOJE KOCHANIE

DOSYĆ JUŻ TEGO
ZMORO PRZEKLĘTA
NIECH MOJE SERCE
CIĘ NIE PAMIĘTA

NIECHAJ MI DUSZA
MOJA PRZEBACZY
ŻE JĄ POIŁEM
ŁZAMI ROZPACZY

JUŻ MNIE NIE ZWIODĄ
TWE OBIECANKI
JUŻ NIE CHCĘ WIĘCEJ
TAKIEJ KOCHANKI

DZIŚ SOBIE W SKLEPIE
LITR MLEKA KUPIĘ
A CIEBIE WÓDO
MAM TERAZ W DUPIE.

" SENS ŻYCIA "

ZOSTAWIŁEM DOM PRZED LATY
BY UNIKNĄĆ PRZEZNACZENIA
ŻÓŁTE ZDJĘCIA, USCHŁE KWIATY
I RACHUNKI DO SPŁACENIA

NIC ZE SOBĄ NIE ZABRAŁEM
DO JEDZENIA, NIC DO PICIA
W DŁUGĄ DROGĘ SIĘ WYBRAŁEM
BY POSZUKAĆ SENSU ŻYCIA

NIE ZABRAŁEM PARASOLA

ANI MAPY DO PLECAKA
RAZEM ZE MNĄ POSZŁA DOLA
CO TAK BYŁA BYLE JAKA

SŁOŃCE RADOŚĆ MI DAWAŁO,

ROZŚWIETLAJĄC SMUTNE DNI
A GDY KOGOŚ BRAKOWAŁO
TOWARZYSZYŁ KSIĘŻYC MI


NOC MNIE NIE RAZ ZAPROSIŁA
NA MATERAC Z WONNYCH ŁĄK
KOCEM Z GWIAZD MNIE OTULIŁA
SŁOWIK NUCIŁ RZEWNY SĄG

WIELE RZECZY ZOBACZYŁEM
WIELU LUDZI NAPOTKAŁEM
NIGDZIE DŁUGO NIE POBYŁEM
NIGDZIE MIEJSCA NIE ZAGRZAŁEM


WSZĘDZIE LUDZIE TACY SAMI
NIC NIE MIELI DO UKRYCIA
ZAGONIENI, ZALATANI
TEŻ NIE ZNALI SENSU ŻYCIA

CÓŻ NIESZCZĘŚNI DAĆ MI MIELI
PRÓCZ ZWĄTPIENIA, ŻALU, GDYBAŃ
JAK TEŻ SAMI NIE SŁYSZELI
O MYM CELU POSZUKIWAŃ

TU PRZYSIADŁEM, TAM POSTAŁEM
WYSŁUCHUJĄC NARZEKANIA
ODPOWIEDZI NIE DOSTAŁEM
NA GNĘBIĄCE MNIE PYTANIA

ODCHODZIŁEM ZAWIEDZIONY
POGRĄŻONY W MEJ UDRĘCE
I ZUPEŁNIE PRZEŚWIADCZONY
ŻE SIĘ TYLKO W KÓŁKO KRĘCĘ

I MIJAŁY DNI BEZBARWNE
DNI BEZ WIARY I NADZIEI
CZYŻBY WSZYSTKO TO NA MARNE?
A SZCZĘŚLIWI NIE ISTNIELI?

WTEDY W MIEJSCU PRZYSTANĄŁEM
I UPADŁEM NA KOLANA
RĘCE W GÓRĘ WYCIĄGNĄŁEM
BY ZAPYTAĆ O TO PANA

NIC DO USZU MI NIE SZEPNĄŁ
NIC NA OCZY NIE POKAZAŁ
W MOIM SERCU SIĘ UŚMIECHNĄŁ
ALE Z NICZYM SIĘ NIE ZDRADZAŁ

I WZDYCHAJĄC Z KOLAN WSTAŁEM
NIC NIE BĘDĄC POKRZEPIONY
WSZAK NADZIEI JUŻ NIE MIAŁEM
ŻE JA BĘDĘ ULECZONY

WIĘC Z UŚMIECHEM W DAL POSZEDŁEM
BO MI BYŁO WSZYSTKO JEDNO
LECZ DALEKO NIE USZEDŁEM
BO ZNALAZŁEM RZECZY SEDNO


ZROZUMIAŁEM ŻE ISTOTA
RZECZY W SERCU MOIM LEŻY
SENSU ŻYCIA W NIM PROSTOTA
I ODE MNIE TO ZALEŻY

W DUSZY MIEĆ KAWAŁEK NIEBA
W SERCU RADOŚĆ I POGODĘ
TAK NIEWIELE W SUMIE TRZEBA
TYLKO SWOJĄ NA TO ZGODĘ

CZĘSTO W ŻYCIU TAK SIĘ DZIEJE
ŻE DALEKO COŚ SZUKAMY
GDY STRACIMY JUŻ NADZIEJĘ
W SWOIM SERCU ODKRYWAMY.

" DEZYDERATA PO ŚLĄSKU "

Łaź po tym piźnientym świecie byz nerwów, obocz jak to fajnie gdy niy ma larma. Jak ino możesz niy zapirając sie samygo siebie, zawdy bydź dlo inkszych kamratym. Jak mosz recht to godyj, jak niy, to zawrzyj pysk i słuchej. Nawet głupieloki i inksze zaprzańce poradzą prawić. Niy równej sie z inkszymi, bo bydom lepsi i gorsi łod ciebia.[Image]Bydź rady co mosz, abo co bydziesz mioł. Niy obijoj sie w robocie, bo jako łona by niy była, bez nio bidy klepoł niy bydziesz. Markuj by nic po głuptoku niy robić, bo cie inkszy pieron ofulo. Każdy mo swojygo fyrtnioka i kajsik gno, ty zaś mosz żyć po swoiymu. Mosz być sobom i pszojać inkszym. Niech cie Ponbóczek broniy, co by ci sie co złego niy prziytrafiyeło, bo wtydy tylko przajanie zadek ci łobroniy. Niy ciepej peronami i niy ślimtoj jak cie starość dopado, bo stare lata tyż mogom być pierońsko fajne. Zadbej o siła ducha, bo jak bydziesz mioł frasunek abo inksze hercklekoty, rada sie doł. Nie siedź som w doma bo łogupniesz, wyleź kajś i godej z ludźmi. Jak mosz co do roboty, to rób a jak mosz laba to dychoj. Ponbóczek stworziył ciebie, tak jak te gwiozdkiy i drziywa i mosz fest prawo tu być. Niy mosz co mieć wontów. I niy bydź na bakier z Ponym Bogiyem, bo co byś ło niym niy myśloł i co byś łod niego nie chcioł, gdzie byś nie boył, co byś nie robiyoł w cołkiym tym romplowaniu dbej o swa dusza. To żeś jest pieroński gizd i fulosz som siebia i kamratów to jedno. To że mosz czasami wszystkiego dość i mosz ochota ciepnąć tym wszystkim to dwa. Że niy mosz tego co byś chcioł, trziy. Atoli jeszcze na tym świecie jest dur gryfnie.
Dej sie pozór i rób tak, byś sie w szczynściu jeszcze podychoł.