Za siódmą górą,
za siódmą rzeką,
może gdzieś blisko,
może daleko
Może na jawie,
może we śnie.
Chcecie to wiedzieć?
Słuchajcie mnie!
Jest takie miejsce
tu na tej ziemi,
że nikt na inne
go nie zamieni.
Różnie tu bywa
co by nie mówić,
ale to miejsce
trzeba polubić.
Zwykli tu ludzie,
zwykłe problemy.
Najczęściej jakie?
Już się dowiemy.
Nie chodzi o to,
chudną czy tyją,
lecz chodzi o to
że dużo piją.
Celem przewodnim
jest tutaj picie,
wejdźmy do domu,
to zobaczycie.
Piją tu w piątek,
piją w sobotę,
pieprzą trzy po trzy,
pieprzą robotę.
Piją już rano
i piją w nocy,
przychodzą inni
im do pomocy.
Jeden coś gada
a drugi chrapie,
a w całym domu
skarpetą capie.
A atmosfera
jest fajna w domu,
od wszystkich bąków,
tych po kryjomu.
Właśnie uwagę
ktoś celną zwraca.
Na Boga chłopy!
My mamy kaca!
I biegną wszyscy
w pełnym sił kwiecie
przez płot, przez kałuże,
by być na mecie.
Pani Danusiu!
My mamy chęć,
daj nam na krechę
tych flaszek pięć.
Dziś brak waluty
mamy niestety,
to daj nam jeszcze
te cygarety.
No to już wszystko
tu w sumie mamy,
teraz do domu
już spier...
A że to dzisiaj
mamy niedzielę,
więc jedną bachniem
tu przy kościele.
Nalej nam bracie,
wszystkim nam nalej,
no bo balanga
musi trwać dalej.
Już po podłodze
ktoś się tam tarza,
nikt z tu obecnych
się nie obraża.
Już trochę było
tu zaśmiecone,
a teraz będzie
ładnie zmiecione.
A jak się pije
to i lać chce się
poszedł i wyrżnął
gość przy sedesie.
Więc biegnie grupa
tam ratunkowa,
A w misce dupa,
a w kiblu głowa.
A tu na izbie
dzikie wcąż wrzaski,
Chura panowie!
Przyszły dwie laski.
I po chwilowej
lasek taksacji,
już przystępują
do adoracji.
I znowu śmiechy
i znowu śpiew,
nagle ktoś pyta.
A gdzie jest zlew?
- Był ale nie ma,
i mam go w dupie,
gdzieś teraz leży
na jakimś skupie.
Gość który ręcę
obmywać chciał,
bardzo skwaszone
oblicze miał.
A kiedy wracał
wyrżnął w pół drogi,
bo go podmyła
fala podłogi.
Leci wanienka,
lecą talerze,
nikt tego za złe
jemu nie bierze.
Wtem jedna laska
o posłuch prosi
i taki toast
do góry wznosi.
Chciałam wam wszystkich
kroku dotrzymać,
lecz teraz muszę
iść się wyrzygać!
Leje się wóda,
krążą sztagany,
ciężkie dyskusje,
lecz film urwany.
Pod stołem żarcie,
na stole pety,
taki był finał
tego niestety.
A rano smutno
tak dookoła
i tylko dusza
ratunku woła.
A gość co pot swój
z czoła ociera,
wciąż obiecuje
że dziś umiera.
Ten co u lasek
miał powodzenie,
patrzeć nie może
dziś na jedzenie.
A inny łyka
zrobił kranówki,
wczoraj był mistrzem
tej potańcówki.
Gość co na kiblu
wczoraj hamował,
dzisiaj trzy razy
już wymiotował.
I leżą bladzi,
jak żywe trupy
nadają się do
wytarcia dupy.
Będą tak leżeć
Gdzieś przez trzy doby,
Aż w organizmach
wzrosną zasoby.
A jak nie cały
tydzień przeminie,
napewno każdy
znowu się spije.
I tak czas leci,
roczek po roku,
tyle okazji
na każdym kroku.
Prawda że fajne?
Sami powiedzcie.
Chcecie się nachlać?
To z nimi siedzcie.
Tylko pomyślcie
czy się opłaca,
tak na okrągło
przeżywać kaca.
I przez to leżeć
całe trzy doby,
chyba że macie
dawce wątroby.
za siódmą rzeką,
może gdzieś blisko,
może daleko
Może na jawie,
może we śnie.
Chcecie to wiedzieć?
Słuchajcie mnie!
Jest takie miejsce
tu na tej ziemi,
że nikt na inne
go nie zamieni.
Różnie tu bywa
co by nie mówić,
ale to miejsce
trzeba polubić.
Zwykli tu ludzie,
zwykłe problemy.
Najczęściej jakie?
Już się dowiemy.
Nie chodzi o to,
chudną czy tyją,
lecz chodzi o to
że dużo piją.
Celem przewodnim
jest tutaj picie,
wejdźmy do domu,
to zobaczycie.
Piją tu w piątek,
piją w sobotę,
pieprzą trzy po trzy,
pieprzą robotę.
Piją już rano
i piją w nocy,
przychodzą inni
im do pomocy.
Jeden coś gada
a drugi chrapie,
a w całym domu
skarpetą capie.
A atmosfera
jest fajna w domu,
od wszystkich bąków,
tych po kryjomu.
Właśnie uwagę
ktoś celną zwraca.
Na Boga chłopy!
My mamy kaca!
I biegną wszyscy
w pełnym sił kwiecie
przez płot, przez kałuże,
by być na mecie.
Pani Danusiu!
My mamy chęć,
daj nam na krechę
tych flaszek pięć.
Dziś brak waluty
mamy niestety,
to daj nam jeszcze
te cygarety.
No to już wszystko
tu w sumie mamy,
teraz do domu
już spier...
A że to dzisiaj
mamy niedzielę,
więc jedną bachniem
tu przy kościele.
Nalej nam bracie,
wszystkim nam nalej,
no bo balanga
musi trwać dalej.
Już po podłodze
ktoś się tam tarza,
nikt z tu obecnych
się nie obraża.
Już trochę było
tu zaśmiecone,
a teraz będzie
ładnie zmiecione.
A jak się pije
to i lać chce się
poszedł i wyrżnął
gość przy sedesie.
Więc biegnie grupa
tam ratunkowa,
A w misce dupa,
a w kiblu głowa.
A tu na izbie
dzikie wcąż wrzaski,
Chura panowie!
Przyszły dwie laski.
I po chwilowej
lasek taksacji,
już przystępują
do adoracji.
I znowu śmiechy
i znowu śpiew,
nagle ktoś pyta.
A gdzie jest zlew?
- Był ale nie ma,
i mam go w dupie,
gdzieś teraz leży
na jakimś skupie.
Gość który ręcę
obmywać chciał,
bardzo skwaszone
oblicze miał.
A kiedy wracał
wyrżnął w pół drogi,
bo go podmyła
fala podłogi.
Leci wanienka,
lecą talerze,
nikt tego za złe
jemu nie bierze.
Wtem jedna laska
o posłuch prosi
i taki toast
do góry wznosi.
Chciałam wam wszystkich
kroku dotrzymać,
lecz teraz muszę
iść się wyrzygać!
Leje się wóda,
krążą sztagany,
ciężkie dyskusje,
lecz film urwany.
Pod stołem żarcie,
na stole pety,
taki był finał
tego niestety.
A rano smutno
tak dookoła
i tylko dusza
ratunku woła.
A gość co pot swój
z czoła ociera,
wciąż obiecuje
że dziś umiera.
Ten co u lasek
miał powodzenie,
patrzeć nie może
dziś na jedzenie.
A inny łyka
zrobił kranówki,
wczoraj był mistrzem
tej potańcówki.
Gość co na kiblu
wczoraj hamował,
dzisiaj trzy razy
już wymiotował.
I leżą bladzi,
jak żywe trupy
nadają się do
wytarcia dupy.
Będą tak leżeć
Gdzieś przez trzy doby,
Aż w organizmach
wzrosną zasoby.
A jak nie cały
tydzień przeminie,
napewno każdy
znowu się spije.
I tak czas leci,
roczek po roku,
tyle okazji
na każdym kroku.
Prawda że fajne?
Sami powiedzcie.
Chcecie się nachlać?
To z nimi siedzcie.
Tylko pomyślcie
czy się opłaca,
tak na okrągło
przeżywać kaca.
I przez to leżeć
całe trzy doby,
chyba że macie
dawce wątroby.