Pewien zając,
bardzo młody,
szarej maści
i urody,
był znudzony
tą szarzyzną
i miejscową
zajęczyzną.
Marzył by mieć
życie nowe,
zajączkowo
-kolorowe.
Więc żegnając
swe ojcostwo,
braci, siostry
i wujostwo,
mając nawet
babcie szare,
wnet opuścił
kąty stare,
a że nie miał
geografii,
to był tępy
z topografii.
Błądził ciągle,
co rusz stawał,
patrzył, wąchał,
na zad siadał,
lecz z uporem
dalej skikał,
a świat szary
za nim znikał.
Często głodny,
przemoczony,
spał pod miedzą
umęczony.
Czasem pieski
wywąchały,
czasem śrutem
częstowali,
też przejść musiał
czasem bokiem,
przed jastrzębia
ukryć zwrokiem
i nie łatwe
wszystko było,
by marzenie
się spełniło.
Lecz uparte
biedaczysko,
doszło tam,
gdzie było wszystko,
takie cudnie
kolorowe,
tak ciekawe
i tak nowe.
Patrzył zając
i nie wierzył,
że tak wiele
w drodze przeżył.
By móc teraz
zagrać rolę,
jedną z głównych
na tym stole.
Jest tu babka
i baranek,
barwny koszyk
jest pisanek,
są gałązki
borowinki,
chlebuś, masło,
plastry szynki.
Przyszło z wiosną
nowe życie
i smakuje
wyśmienicie,
więc zajączek,
nasz młodziutki,
zacznie robić
się słodziutki
i po chwili
już cukrzany,
siądzie barwnie
lukrowany.
Zieleniutką
ma traweczkę
i różową
kokardeczkę,
tam gdzie bazie
i kurczaczek,
ma swe miejsce
nasz szaraczek.
Dobre miejsce
to dla niego.
Alleluja!!!
Wesołego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz