Dynamic Glitter Text Generator at TextSpace.net

poniedziałek, 21 stycznia 2013

" WRONA "

Leci gdzieś wrona,
bardzo się spieszy,
w domu mąż został,
zostały dzieci.

Macha skrzydłami,
coś wypatruje,
wznosi się w góre,
to znów nurkuje.

Spieszyć się musi
czarne ptaszysko,
bo rzucą śmieci
na wysypisko.

Będzie dziś mogła
zrobić zakupy,
spożyć na miejscu,
wziąść do chałupy.

Lubi słodkiego
zjeść coś w bufecie,
chwilę zapomnieć
o bożym świecie.

A tam na miejscu
wron cała chmara,
choć nie przybyła
jeszcze śmieciara.

I stoją, kraczą
o wielkiej biedzie
i że za mało
dzisiaj przyjedzie.

Stoi, narzeka
długa kolejka,
że tu najlepiej
było za Gierka.

A teraz przyszło
żyć w demokracji,
poddają towar
utylizacji.

Nagle się troszczą
o środowisko,
a gówno trafia
na wysypisko.

Rzucą na rynek
kupe w nocniku,
zgnitą marchewkę,
torby z plastiku.

Serek w połowie
nie dojedzony,
a z mięsa ucho
szalonej krowy.

Ciężkie jest życie
w tych czasach wrony,
bo demokracji
ujemne strony,

do poszukiwań
ciągle zmuszją,
a biedne skrzydła
siły nie mają.

Leć że ty wrono
pomiędzy bloki,
tam towar mają
małe hasioki.

Tam świeże jeszcze
rzucą pieczywo,
leć że tam wrono,
leć tam a żywo.

Poprawmy sami
twarz demokracji,
chętnie pozbąćmy
się dziś kolacji.

Wrzućmy do śmieci
to co najlepsze,
coś co dla wrony
jest użyteczne.

Niech że ta wrona
też się nacieszy,
nakarmi męża,
nakarmi dzieci.

I nie wrzucajmy
szkła do śmietnika,
a już tym bardziej
z kupą nocnika.

" POŻAR "

Szła  sobie  Zosia
wzdłuż polnej dróżki,
pachniały w koło
polne kwiatuszki.

W górze lipcowe
świeciło słonko,
skowronek śpiewał
sobie nad łąką.

Szumiało w polu
złociste zboże.
- Daj mi chłopaka
nareszcie Boże!

Daj Panie Boże
wreszcie chłopaka,
bo nie wytrzymam
i będzie draka.

Szła sobie Zosia
wzdłuż owej dróżki,
a z podniecenia
drgały cycuszki.

Myśli w jej głowie
się kotłowały.
- Daj mi chłopaka,
choć by był mały.

Może być z Jasła,
może być z Łodzi,
byle by miał to,
o co jej chodzi.

Byle gotowy
czekał w potrzebie,
byle by mogła
czuć się jak w niebie.

Idzie więc Zosia
i sobie marzy,
oset ją kłuje,
pokrzywa parzy.

Ma już na nogach
zaczerwienienie,
ona ma jednak
inne zmartwienie.

W nocy spać nie da
księżyc za oknem,
bo Zosia nie chce
spać już samotnie.

Leżała by se
z chłopcem u boku
i nie wstawała,
choć by z pół roku.

Szła sobie Zosia
wzdłuż pola drogą,
kopiąc kamienie
ze złości nogą.

Złości się Zosia
kamienie kopie
i coraz bardziej
myśli o chłopie.

A łąki pachną
sianem skoszonym,
a Zosia płonie
ogniem szalonym.

Żar się potężny
w jej ciele budzi
i tylko chłopiec
żar ten ostudzi.

- Gdzie jesteś luby?
Ja cała gorę,
ugaś  płomienie
i ocal w pore.

I krzyczy Zosia,
cała rozgrzana.
- Dajcie mi chłopca!
Oj! Dana, dana.